Notki

piątek, 24 sierpnia 2012

Rozdział 9b

~ Z perspektywy Harrego

Trzymając ją w ramionach czułem się największym szczęściarzem na planecie. W tamtej chwili nie było rzeczy, o którą mógłbym dodatkowo prosić. Ona wystarczała. Kto by pomyślał, że w  tej niewielkiej, ciemnowłosej osóbce, znajdę tak niesamowite szczęście. Uczucie, które mi towarzyszyło podczas trzymania jej w ramionach, było nie do opisania. Zależało mi na niej, jak na nikim innym wcześniej. W sumie, to mogę z czystym sercem powiedzieć, że jest pierwszą, która się dla mnie naprawdę liczyła. Motyle w brzuchu, przyśpieszone bicie serca, napawanie się zapachem jej ciała i każdym słowem wypływającym z jej ust... Nigdy wcześniej się tak nie czułem. 
Była dla mnie numerem jeden. Podczas każdej, najmniejszej chwili spędzonej w jej towarzystwie, czułem, jak cały świat przestaje istnieć. Tylko ja i ona. Czy to nie przypadek, że los postawił nas na swojej drodze? 
Świetna sylwetka. Piękne, bystre oczy. Ciemne włosy, które usilnie męczyła prostownicą, by ujarzmić niesforne kosmyki. Pełne, ciepłe usta, które przy całowaniu dawały z siebie wszystko i sprawiały, że każdy pocałunek był jak pierwszy. Delikatne dłonie, którymi nie raz pogładziła mój policzek oraz te, które nie raz miałem okazję trzymać. Idealna, jakby porcelanowa, cera. Cudowny charakter. Uwielbiałem w niej każdą z tych rzeczy. Najważniejsze jednak było to, że oprócz samego bycia moją dziewczyną, była również moją najlepszą przyjaciółką, którą znałem od wieków i na którą mogłem liczyć w każdej sytuacji.
Lou powiedziałby, że teraz patrzę na świat przez różowe okulary. Może i tak było, ale to nie moja wina, że za każdym razem, gdy ją widziałem, odnosiłem wrażenie, że widzę anioła. Była wprost niesamowita. A może ona jest tylko snem i zniknie wraz z jego końcem? Nieświadomie, zacząłem się modlić, by to, co się działo, okazało się rzeczywistością i trwało wiecznie.
- O czym tak myślisz, Hazz? - spytała Eve, wyrywając mnie tym samym z głębokich rozmyślań. Fakt, odpłynąłem. 
- O tobie, kotku. - odparłem czule, odgarniając pojedynczy kosmyk opadający na jej czoło, po czym gładząc jej delikatny policzek, który w jednej chwili oblał się rumieńcem.
- Awww - z jej ust wyrwał się cichy jęk - Jesteś taki uroczy. - powiedziała, uśmiechając się serdecznie.
Pochyliłem się nad nią i złożyłem krótki pocałunek na jej ustach, po czym spojrzałem jej głęboko w oczy, obdarowując ją jednym z najszczerszych uśmiechów, na jakie było mnie stać. Eve ponownie spłonęła rumieńcem. Uśmiechnąłem się jeszcze szerzej na ten widok. To było takie słodkie, jak tak drobne gesty na nią działały. Byłem nią zachwycony.
- Przestań. - powiedziała po chwili.
- Mam przestać, ale co? 
- Przestań się tak triumfalnie uśmiechać pod nosem, Styles. - zwróciła mi uwagę - Dobrze wiesz, jak wywołać rumieńce na mojej twarzy i perfidnie to wykorzystujesz. - powiedziała, udając obrażoną i przewracając teatralnie oczami. - To takie nie fair.
Ledwo stłumiłem napad śmiechu, który mnie popadł, po zobaczeniu i usłyszeniu tego. Musiałem sobie zasłonić usta dłonią, by nie wybuchnąć. To było takie zabawne.
- Z czego się tak śmiejesz? - spytała z udawaną powagą. Jej też ciężko było opanować rozbawienie. - Teraz też ci do śmiechu? - powiedziała, siadając okrakiem na moich kolanach i popychając mnie na kanapę. Przywarła do mnie całym ciałem, składając pocałunek na moich wargach. Po chwili odkleiła się ode mnie i... zaczęła mnie łaskotać! Dobrze wiedziała, że mam łaskotki. Teraz to ona wykorzystywała moje słabości.
- Hahahaha, błagam... Eve... litości. Hahaha - chichotałem jak głupi oraz turlałem się i rzucałem po kanapie, jakbym dostał ataku padaczki.Cała moja paczka wiedziała, że łaskotki, to było coś, czym najłatwiej było mnie załatwić.
- Hahaha.. - śmiałem się - Eve... błagam, przestań! Haha! 

Dziewczyna przerwała wykonywanie czynności, po czym zmierzyła mnie wzrokiem.
- Będziesz grzeczny? - spytała
- Jeśli chcesz... - rzuciłem jej łobuzerskie spojrzenie - tylko proszę, przestań.
Eve patrzyła na mnie bacznie jeszcze przez chwilwę, po czym wróciła do normalnej pozycji na moich kolanach.
- Dobra... - westchnęła ciężko - ale pamiętaj.. W razie co, znam twój słaby punkt. - posłała mi szeroki, przebiegły uśmiech, po czym zmierzwiła moje włosy.

Ja także znam twój. - pomyślałem - I w razie 'zagrożenia' nie zawaham się go wykorzystać - uśmiechnąłem się do swoich myśli, przypominając sobie poranną sytuację.
Robiło się coraz później, ale nie zwróciliśmy na to uwagi. Jednak po chwili, zauważyłem, że jesteśmy umówieni na ten wieczór.
- Kotku... pójdę się przyszykować do wyjścia - wyprzedziła moje pytanie Eve.
- W porządku, misiu. W między czasie skoczę do siebie do domu, trochę się odświeżyć. Przypuszczam, że wyrobię się szybciej od ciebie, więc będę tu czekał. - podsumowałem, przybliżając się do dziewczyny i wpijając swoje wargi w jej, pokazując jej, jak bardzo mi na niej zależy. Eve uśmiechnęła się szeroko na odchodne i szybkim krokiem pokierowała się na schody. Odwróciwszy się na ostatnim, odwróciła się do mnie i ponownie ukazała szereg białych zębów. Przysięgam, że kiedy to robiła, czułem, jak uginają się pode mną kolana. Stałem tak jeszcze chwilę, wpatrując się na półpiętro, gdzie po chwili zniknęła smukła postać mojej dziewczyny. Westchnąłem cicho, po czym pokierowałem się do drzwi wyjściowych, udając się bezpośrednio, do mojego domu.
Gdy tylko przekroczyłem jego próg, powitali mnie radośnie Lou i moja mama Anne. Przytuliłem ich na 'dzień dobry', gdyż gdy opuszczałem po raz pierwszy dziś mury domu, ledwo świtało i jeszcze spali. Podsumowując, nie mieliśmy jeszcze okazji się widzieć.

- Gdzie to się synku szwędasz z samego rana, Harry? - spytała pogodnie Anne. - Czyżbyś się zakochał?
Na to pytanie oblałem się rumieńcem, a mama i Louis się zaśmiali.
- Gdzie jest Eleanor? - spytałem udając, że mnie to obchodzi.
- Siedzi w łazience już od półgodziny. Pindruje się. - odpowiedział Louis ze śmiechem.
Ach te dziewczyny.

- Dokładnie tak samo jak Eve. - westchnąłem, rzucając się na kanapę. - Zmówiły się jakoś, czy jak?
Mama przewróciła teatralnie oczami.
- Oj Hazz, Hazz. Zarówno Eve jak i Eleanor chcą się podobać, uwierz mi. - powiedziała z uśmiechem.Chyba wiedziała co się między nami święci. Tylko skąd ona jest tak doinformowana?
- Stary, mam dla ciebie zajebistą nowinę. - odezwał się Louis, gdy Anne wyszła z pokoju.
- Dajesz. - zachęciłem go, do przekazania tej 'cudownej wieści'.
- Okazało się, że Liam i Danielle szybciej wrócą. Będą... dzisiaj. Wybierają się z nami na imprezę. Tak właściwie, to od rana są w Wolverhampton, gdy dzwonili wcześniej, byli już w drodze do Holmes. Przypuszczalnie, będą za jakieś pół godziny.
Wow. Serio, zajebista wiadomość. Ja to wiadomo, cieszę się, bo trochę ich nie widziałem, ale co miała powiedzieć Eve? Nie widziała ich dwa lata. Ale będzie miała niespodziankę.

- Super! - powiedziałem z entuzjazmem. - A kiedy przyjedzie Zayn i Nialler?
- Z tego, co mi wiadomo, Niall przyjedzie jutro pod wieczór, a Zayn pojutrze. Mieli przyjechać razem, jednak coś się pokomplikowało mi muszą lecieć osobno.

Ucieszyłem się, za wieść, że już wkrótce cała nasza paczka będzie w komplecie. Byliśmy dla siebie jak bracia i bardzo się kochaliśmy. Jakbyśmy byli rodziną.
- Super. Eve się ucieszy. Będzie miała dziewczyna niespodziankę. - powiedziałem zadowolony. - Wybacz Lou, że przerwę na razie tę rozmowę, ale muszę się odświeżyć... mam nadzieję, że jest wolna choć jedna łazienka?
Louis zastanowił się przez chwilę. - Ummm, tak, jasne stary. Ta koło twojej sypialni powinna być wolna. No już, leć rumaku. - zaśmiał się.
Wtf?

*Parę minut później*
Po wzięciu szybkiego prysznica i przebraniu się w świeże ubrania, zszedłem na dół, z zamiarem udania się do domu Eve. Louis wciąż siedział na dole i pukał nerwowo palcami w drewniany stolik. Eleanor wciąż nie opuściła łazienki. Chłopak zaczął się niepokoić.
- Ej, stary, co się dzieje? - spytałem troskliwie.
Louis westchnął - El siedzi już tam prawie godzinę! Ile można siedzieć?! A co jeśli, coś jej się stało?

Zaśmiałem się pod nosem. Nigdy nie zrozumiem kobiet. Mi wystarczyło parę minut, by być gotowym, a Elcia siedzi w łazience od godziny i nie może się wyszykować. I tak nic już jej nie pomoże.
- Gdzie tam, stary. Na pewno teraz siedzi i zastanawia się, jak ułożyć sobie włosy, albo jak się pomalować. To są dziewczyny, ich nie ogarniesz. - poklepałem go po plecach, w nadziei, że wyluzuje.
- Martwię się. - powiedział, nadal nerwowo pukając w stolik - Czy Anne mogłaby iść na górę i sprawdzić, czy wszystko w porządku?
Ach ten Louis. Nie wygląda na takiego, ale bywa troskliwy i opiekuńczy aż do przesady. Stracił głowę dla dziewczyny, która prawdopodobnie bawi się nim i nigdy go nie kochała. To mnie raniło najbardziej. Cholernie bolało patrzenie na to, jak Elka wykorzystuje mojego najlepszego przyjaciela. Serce pękało mi na tysiące kawałków, gdy wyobrażałem go sobie załamanego, gdyby dowiedział się prawdy.
- Dobra. - westchnąłem. - Mamoooo! - zawołałem moją rodzicielkę. Na jej przybycie nie musiałem czekać długo.
- Tak, kochanie? - spytała troskliwie.
- Ermm... Mogłabyś... iść na górę i sprawdzić, czy z Eleanor wszystko w porządku? Nie wychodzi z niej od godziny, a Louis zaczyna popadać w obłęd. - powiedziałem, przewracając oczami, by zaakcentować ostatnie słowa.
- Pewnie. 

Po upływie paru minut, Anne zeszła z powrotem na dół.
- Wszystko jest w porządku, nie ma powodów do obaw. El jest kolejną, zwyczajną dziewczyną, która po prostu chce dobrze wyglądać na imprezie. Nie masz się czym przejmować, Louis. - powiedziała, kładąc mu rękę na ramieniu.

- Uff - odetchnął z ulgą. - Dziękuję. Bardzo dziękuję. - powiedział mojej rodzicielce.
- Dobra, ja wychodzę. - oznajmiłem.
Lou i Anne zrobili zdziwione miny. - Przecież jeszcze jest czas do imprezy.
- Idę do Eve. Wpadniemy tu niedługo. - rzekłem i zamknąłem za sobą drzwi. Stojąc za nimi, usłyszałem tłumione śmiechy.
- A nie mówiłam? - dobiegł do moich uszu chichot rodzicielki. Co za rodzina.

Otworzyłem drzwi od sąsiedniego domku. Usiadłem wygodnie na kanapie. Trafiłem we właściwą porę, Eve właśnie schodziła po schodach. Wyglądała zniewalająco. Ubrana w modną, zwiewną sukienkę w odcieniach beżu i brązu i czarne szpilki, przyprawiła mnie o palpitacje serca. Jej delikatny makijaż podkreślał jej urodę. Uśmiechnęła się do mnie szeroko. Serce ponownie przyśpieszyło bicie. Była taka idealna.
- Wow... wyglądasz... niesamowicie, skarbie - wyszeptałem, po czym wpadliśmy sobie w ramiona.
Dziewczyna uśmiechnęła się delikatnie. - Ty też wyglądasz świetnie. - powiedziała i pocałowała mnie w policzek. Gdy się przybliżyła, poczułem zapach jej zniewalających perfum.
- To jak, idziemy? - spytałem.
- Tak, pewnie. - powiedziała, a ja ująłem jej dłoń i razem przekroczyliśmy próg jej mieszkania.

~ Z perspektywy Eve
 

W domu Harrego, czekali już na nas Louis, Eleanor, Anne oraz Liam i Danielle. Zaraz, zaraz... kto?! Czy mnie moje oczy nie mylą?
- Cześć wszystkim - powiedziałam z uśmiechem. Wyściskałam kolejno Louisa, El, Mamę Hazzy a na koniec pozostawiłam sobie to, na co długo czekałam. Podbiegłam do Liama i rzuciłam mu się na szyję, a on podniósł mnie i zakręcił kilka razy.
- Miło cię widzieć, Eve. Wyładniałaś, cudnie wyglądasz. - komplementował Daddy Direction.
- Dzięki. Ty też niczego sobie.
Potem nadeszła pora na powitanie Danielle. Dziewczyna Liama była jedną, z moich lepszych przyjaciół. Uwielbiałam ją.
- Cześć kochanie. - powiedziała czule i wyściskała.
- Witaj. - rzuciłam jej się na szyję i pocałowałam w policzek. - Nawet nie wiecie jak bardzo za wami tęskniłam! Dobrze, że już jesteście.
- Aww, ale się słodziachno zrobiło - zachichotał Louis. Czy on właśnie użył słowa słodziachno? - Jeśli chcecie dzisiaj zabalować, to wypadałoby się już zacząć zbierać. Limuzyna czeka pod domem.
Nie zwlekaliśmy długo, pożegnaliśmy Anne, która życzyła nam udanej zabawy i przypominała, abyśmy na siebie uważali. Po chwili zaczęliśmy zajmować miejsca w pojeździe wynajętym przez chłopców. Harry otworzył mi drzwi, to było takie słodkie.
Wybraliśmy się do najbliżej dyskoteki w Chester. Podróż minęła nam tak zaskakująco szybko. Nie było tu się czemu dziwić, w takim doborowym towarzystwie nie dało się nudzić.
Po wejściu do budynku zamówiliśmy sobie po drinku. Z każdym kolejnym byliśmy coraz bardziej rozluźnieni. Jedynie Liam wypił tylko jednego, ale i tak szalał na parkiecie z Danielle. Towarzystwa dotrzymywali im Louis i Eleanor. Dołączyliśmy się do nich i tańczyliśmy z Harrym. Sprawa była prosta. Kilka drinków, kilka tańców. Każdy łyk alkoholu dodawał odwagi i sprawiał, że nasze tańce były coraz bardziej wyzywające.
- Jak się bawicie? - zagaił Liam w między czasie.
- Zajebiście! - powiedziałam radośnie, a reszta imprezowiczów mi zawtórowała.
- Może masz ochotę na jeszcze jednego drinka? - spytał Harry z uśmiechem.
Zastanowiłam się chwilę. - Pewnie. Jakby to Malik powiedział, YOLO! Tylko takiego małego, ok?

Harry zamówił alkohol dla mnie, Danielle i Elki oraz dla siebie. Liam nie miał już ochoty na żadnego drinka, a Louisowi i tak już było wesoło. Zasiedliśmy z Harrym na kanapie i sączyliśmy nasze napoje. Po opróżnieniu szklanek, przyssaliśmy się do siebie i nie zważając na to, że jesteśmy w miejscu publicznym zaczęliśmy się miziać. Yolo.
- Wybacz, kochanie. Idę na chwilę do łazienki. Zaraz wrócę.
Gdy weszłam do damskiej toalety, do moich uszu zaczęły dobiegać jęki i krzyki dochodzące z jednej z kabin.
- Och.... Louis!!! Louis!! Kurwa, Louis, jesteś zajebisty, nie przestawaj! ach.... TAAAK!!! właśnie tak! - pojękiwał znajomy głos.
Nie wiedziałam, czy mam natychmiast opuścić toaletę, żeby im nie przeszkadzać, czy co... Z drugiej strony, byłam tu za potrzebą. Nie obchodziło mnie już to, że zorientują się, że tu jestem. Chciałam po prostu zrobić swoje i wyjść, by dłużej nie musieć ich słuchać.
- Mocniej, Louis. Mocniej!!! - znowu do moich uszu dobiegły jęki jego dziewczyny. Muszę przyznać, że chyba dziwne miejsca na seks, to ich specjalność.
Spuściłam wodę. Nawet jej szum ich nie zniechęcił. To było dość dziwne. Chociaż, w sumie... przy ilości spożytego przez nich alkoholu, wszystko mogło być możliwe.
- Eleanor, aachhh! Mhhhmmmm!! Kurwa.... TAAAK!
Pośpiesznie umyłam ręce i opuściłam pomieszczenie. Nakryć przyjaciół na seksie w toalecie, to nie było jedno z moich marzeń.
Po powrocie wyrwałam Hazzę na parkiet. Tańczyliśmy do białego rana, co jakiś czas obłapując się w tańcu i namiętnie całując. Ludzie nie zwracali na nas największej uwagi, gdyż w dyskotece panował półmrok, a po drugie wielu z nich już było kompletnie pijanych.

~ Z perspektywy Liama

Louis wyszedł z toalety cholernie zadowolony. Na myśl nasuwało mi się tylko jedno. Co ten alkohol robi z ludźmi? Dobrze, że chociaż ja nie piję.
- Siema stary. - zagaił rozmowę Lou. - Jak się bawisz? - spytał z szerokim uśmiechem

- Bardzo fajnie, dzięki że pytasz... Ale patrząc po twoim wyrazie twarzy, bawiłeś się dużo lepiej ode mnie.
Louis na początku nie zareagował, ale po chwili zaśmiał się głośno, ponownie ukazując szereg białych zębów.
- Dobra, Lou, rozumiem twoje szczęście, ale możesz już przestać... wyglądasz, jakby właśnie wyssano ci mózg przez penisa. - powiedziałem, dając mu sójkę w bok.
- Oj tam, Daddy Direction jak zwykle poważny. Malik powiedziałby : YOLO! Kurwa, YOLO! więc weź z niego gościu przykład. - odparł Louis, wykrzykując co drugie słowo YOLO. 

Rozejrzałem się po dyskotece. Eve i Harry tańczyli i obmacywali się na parkiecie, Louis co chwilę wykrzykiwał, jak to się zajebiście nie bawi, Eleanor właśnie flirtowała z jakimś mięśniakiem przy barze, a Danielle... właśnie, gdzie jest Dan?
Po chwili poczułem, jak ktoś zakrywa mi oczy rękoma. - Zgadnij kto to, misiu? - powiedział znajomy głos i obdarował mnie buziakiem w policzek.
- Danielle! - powiedziałem radośnie.
- Tak, to ja. - dziewczyna odwzajemniła uśmiech. - Chodź na parkiet, kocie.
Przetańczyliśmy kilkanaście tańców. W jej towarzystwie czułem się niezwykle dobrze. Zawsze się z nią świetnie bawiłem.
- Zaraz wracam - wyszeptała mi do ucha i zniknęła koło toalet.

~ Z perspektywy Danielle 


Wybrałam się do łazienki, by 'przypudrować nosek'. Chciałam przejrzeć się w lustrze i trochę poprawić makijaż, który mógłby się zdążyć rozmazać, po paru godzinach takiego imprezowania. Jednak to, co zastałam mnie przeraziło. Drzwi jednej z kabin były otwarte i wystawały z niej czyjeś nogi. Pomyślałam, że może ktoś zasłabł i postanowiłam sprawdzić, kto to. Nie spodziewałam się tego, co tam zastałam. Ujrzałam nie przytomną Eleanor. Przeraziłam się.
- Pomocy! - krzyczałam w nadziei, że ktoś mnie usłyszy i przybędzie na ratunek. Kto wie co się z nią teraz działo. To przecież mogło być coś poważnego.
- POMOCY! - krzyknęłam na całe gardło. Ponowne, zero reakcji.
Przeszukałam moją torebkę w poszukiwaniu telefonu, jednak go tam nie było. Nie pamiętałam, czy go zgubiłam czy zostawiłam w domu. Pozostało mi tylko jedno. Wybiegłam z łazienki i postanowiłam osobiście sprowadzić pomoc.
- Liam! - krzyknęłam przerażona.
Chłopak wyglądał na wyraźnie zaniepokojonego.
- Co się stało, kochanie? 

- Eleanor... Eleanor leży nieprzytomna w damskiej toalecie! - wytłumaczyłam pośpiesznie, ledwo powstrzymując napływające do moich oczu łzy.
- O kurwa... - powiedział zszokowany Liam. - Dzwonię na pogotowie.



Witajcie. Przedstawiam wam rozdział 9b. Mam nadzieję, że wam się spodoba :) Czekam na waszą opinię w komentarzach.
Tak wiem, wprowadziłam trochę zamieszania, ale musiałam przerwać tę wieczną sielankę ;) 
Oczywiście mam nadzieję, że po przeczytaniu rozdziału wypowiecie się na jego temat poniżej, to naprawdę motywuje do dalszej pracy. Chcę wiedzieć, co sądzicie.
Informuję o nowych notkach na twitterze, wystarczy zostawić swoją nazwę. 
Buźka, do następnego! :)
+ Osobiście sądzę,  że rozdział jest dość długi, więc mam nadzieję, że nie będzie niedosytu z powodu ilości tekstu :)